Lato. Pełnia sezonu. Tłumy gości. Upał w dzień (plaża jak patelnia pełna kurzęciny). Nocne ryki koracjuszy gorzej znoszących walory tutejszych wód. Można wytrzymać przez całe lato, ale po co? Życie jest krótkie, a 'gorące sopockie lato' leci na maks światła i dźwięku. Trzeba oszczędzać zdrowie...więc co? Czas na mały urlop od Sopotu.
Psy na kanapę, bagaż do bagażnika i gaz do dechy...
Po zjechaniu z autostrady warto zwolnić, a nawet przystanąć. Miejsce na długi przystanek mieliśmy zaplanowane od dawna. W uniejowskich lasach odszukaliśmy znaną nam od półwiecza kaplicę grobową gen. hr. A. Tolla
Przed końcem dnia spotykamy się z naszym gospodarzem i zamieszkujemy nasz pokój... okazuje się, że dysponujemy całym domem, a nawet całym gospodarstwem. To tylko połażone z dala od wsi gospodarstwo agroturystyczne, a mamy luksusy: do dyspozycji cała posiadłość z wraz z pięknymi stawami rybnymi, pobliskim sadem - czujemy się jak ;) posiadacze ziemscy
*) ZPK - Załęczański Park Krajobrazowy
W chacie mamy znakomity kontakt z przyrodą, ale chce nam się więcej i wiecej, ciekawiej, szerzej... Załęczanski Park Krajobrazowy zajmuje teren, na którym jest... o, ho-ho! prawie wszystko, co nam potrzebne i niepotrzebne. Lasy, mokradła, stawy i rzeki (mosty, progi wodne), stare młyny i inna ciekawa architektura...
Niesposób ominąć Wieluń będąć w tamtych okolicach. To ciekawe miasto z bogatą historią, z ciekawym dniem dzisiejszym... Całą podróż zaczęliśmy tak jakoś 'światyniowo' więc chociaż w Wieluniu nie ograniczaliśmy się tylko do wizyt w kościołach (ba, prawie do nich nie zaglądaliśmy), to z tego miasta pokażemy migawki ze świątyń, a można dodatkowo usprawiedliwić to tym, że w Wieluniu jest ponoć nawjwięcej kościołów na głowę miejskiego mieszkańca :) Zdjęcia są pomieszane, na ich podstawie nie doliczycie się wieluńskich kościołów
...no, właśnie! Nad rzekę do kąpieliska w Konopnicy - ważnym ponkcie Szlaku Bursztynowego, do niznanego szerzej Bębnowa i nad 'nasze' stawy, 'nasze' wcale nie brzydsze od rzeki rowy melioracyjne i rozlewiska, do 'naszych' lasów
Jak już trafiliśmy (całkiem przypadkowo) na dozynki, to nie mozna było nie zawitać na nie. Nie pchaliśmy się do lóż ani za biesiadne stoły, nie braliśmy udziału w oficjalnych ani artystycznych występach (to takie podobne od dziesiątków lat), ale oczami przybyszów nie związanych emocjonalnie z świętujaca gminą staraliśmy się wypatrzeć coś takiego...
Zanim wyruszymy w drogę powrotną, musimy jeszcze pożegnać tutaj poznany inwentarz. Psy są przyjezdne razem z nami, rybek w stawach nie liczymy, ale zaprzyjaźnione pająki... wiecie pewnie, że pająków w domu się nie zabija, bo to nieszczęście dla domu niesie. Śpiocha pozostawiliśmy w domu (wyrzucać go nie mieliśmy sumienia) tak jak nam towarzyszył, często śpiącego z podwiniętymi nóżkami, Pasiaka zaś pożegnaliśmy na polu, tam gdzie owiedzaliśmy go w jego dorodnej pajęczynie.